Witam.
Opiszę dzisiejszą sytuację z Czarną
Wyciągam auto z garażu. Nie było jeżdżone od zeszłej soboty, czyli tydzień. Sprawdziłem olej, nieco mało, dolałem. OK, odpalam i wyjeżdżam. Wysiadam, zamykam garaż, pakuję się do Alfy.
Widzę i słyszę: falujące obroty w przedziale 1200-600 i migający znaczek pomarańczowego silnika. Gaszę silnik, po chwili uruchamiam ponownie. Wszystko OK.
Przejechałem około 2 km, podczas jazdy może szarpnęła delikatnie ze dwa razy. Wysiadłem do sklepu, jakieś zakupy. Wsiadam.. i nie odpala. Rozrusznik kręci, silnik nie odpala. Trochę pokręciłem, w końcu chwycił i odpalił. Zaświecił CHECK. Komunikat na wyświetlaczu stosowny. Jadę, przyspiesza i pracuje ok.
Jadę do fachowca. Silnik się rozgrzał, jestem u fachowca. Gaszę auta, idę dyskutować z mechanikiem i opisuję mu objawy chorobowe. Idziemy odpalić – Alfa odpala bez problemu, nic nie świeci na pomarańczowo. Czytamy błąd z komputera (jakaś uniwersalna maszynka do podpinania od złącze): uszkodzenie rozrządu lub uszkodzenie czujnika położenia wałka rozrządu B. (btw. kompletny rozrząd był robiony około 30 tys. km temu w ASO AR u Niemca)
Błąd został skasowany.
Parokrotnie odpaliłem auto, przejechałem około 10 kilometrów. Nic się nie dzieje, nie szarpie, przyspiesza nie mruga do mnie.
Nie odpalałem na zimno, zobaczę po całej nocy o ile jest sens tego działania.
Pytania.
1. Czy to faktyczne objawy padającego czujnika?
2. Czy takie czujniki padają od razu, tzn. nie ma okresu przejściowego że raz działa a raz nie?
3. Czy próby odpalania na zimnym i rozgrzanym silniku coś zmienią?
4. Czy jeździć dalej czy wymieniać – czujnik Boscha około 100zł.?
Pozdr. (z nieco kwaśnym uśmiechem)